niedziela, 22 listopada 2015

Chorobowe.

Mam dość choroby. Przyszła do mnie wraz z początkiem listopada i nie puszcza. Byłam już z nią dość długo w szkole, ale jeszcze dłużej kiszę się z nią w domu. Oglądam anime, czytam książki, nadrabiam zaległości w pisaniu. Ale niestety głównie drzemię, kaszlę i staram się nie być do tyłu ze szkołą. Nieustannie jestem senna i zmęczona, świetnie... Brakowało mi pisania tutaj. Oto jestem. Z tym samym podejściem do świata, z tym samym pakietem chęci i planów. Cała ja. Pogodzona z końcem przyjaźni, które nie miały sensu. Ucząca się ufać ludziom, którzy chcą dla mnie dobrze. Przestałam się martwić na zapas. Przestałam zarzucać siebie nawałem obowiązków i je sobie po prostu dawkuję. Nie robię sobie wyrzutów kiedy się nie wyrobię, no trudno, każdemu się zdarza. Naprawdę dobrze się traktuję i innych staram się traktować tak samo. Niedługo święta. Pora poszukać prezentów. Jakieś pomysły są, przynajmniej wiem co sama chciałabym dostać, haha. Przez to zaczytywanie się w internecie o kulturze japońskiej, oglądanie anime, itp. porzuciłam trochę literaturę tradycją a książki, które chcę przeczytać aż mnie wołają. Wybaczcie, nie wiem co mogłabym tu napisać. Otwieram się na ludzi. Odrobinę, ale się otwieram. Uczę się komuś ufać. Nie spieszy mi się z niczym, na wszystko przyjdzie czas. Nie chcę na siłę czegoś psuć lub naprawiać, są pewne rzeczy, na których rozwój trzeba poczekać. Zrobiłam się tutaj teraz tak jesiennie spokojna, ale naprawdę wszystko się układa. Przyjaciółki nadal mnie kochają i tęsknią za mną z powodu mojej długiej nieobecności w szkole, to niczego nie zmienia. A chłopak? Jest i jest najlepszy na świecie, im dłużej z nim jestem tym bardziej go kocham jednocześnie tym mocniej utwierdzając się w przekonaniu, że to ryzyko miało sens. Opłaciło się. Zaufałam, zaryzykowałam, zgodziłam się na randkę, potem drugą aż w końcu... Jestem z nim ponad dwa lata i dwa miesiące a nadal czuję się jakby to trwało dwa tygodnie. Najlepiej.
Jest 15.50. Zamykają mi się oczka. Chyba pójdę poczytać i się zdrzemnąć, wybaczcie!
Papa. Odezwę się może nawet jutro. Papa.

poniedziałek, 26 października 2015

Gimbusiarsko.

Próby do poloneza ruszyły. Cieszy mnie fakt, że tańczę z kimś naprawdę wysokim i zabawnym. I obydwoje się mylimy, razem raźniej. Średni dzień. Wizyta u dentysty, jeju... Dwie piątki z kartkóweczek z polaka i 4 z piątkowej kartkówki z matmy. Czo ja nagle taka obeznana w matmie, wow, wow. Pojawiają się szanse na 4. Jestem w mocnym szoku. Jutro kartkówka z wosu. Ale kończymy dwie godziny wcześniej. I będzie naprawdę dobrze. Musi być. Skończyłam dzisiaj scenariusz swojej pierwszej etiudy. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam z siebie tak dumna. Humor do pisania chyba poszedł w całości na scenariusz i zadania z niemieckiego. Oh, gdzie te wszystkie słowa i metafory, gdy próbuję je przywołać? Czuję się jak Harry kiedy widział masę kluczy ze skrzydełkami, ale dalsze drzwi otwierał tylko jeden. Wszystko toczy się spokojnie, swoim torem. Nie potrzebuję się spieszyć. ''Czasami starczy tylko splunąć na szczęście. Spojrzymy sobie w oczy, będziemy wiedzieć więcej.''. A tfu! Więc proszę, pluję! I niech przylezie. Komers. Mam wrażenie, że w przerwach od prób gadałyśmy tylko o tym kto jaką chce sukienkę a kto jakie szpilki. Gdzie i kto pomylił kroki i rytm a gdzie było ok. To normalne, ale czuję się jak zupełna gówniara, bo nie mogę nawet założyć glanów do tej sukienki i przejmuje mnie moja fryzura tak jakby tylko to było centrum wszechświata. Komers, odległe. Zbyt... nierealne? Tak to wszystko leci u mnie swoim gimbusiarskim rytmem. Rozmawiamy o zadaniach, filmach, śmiejemy się, zacieśniamy więzy z tym z kim warto lub jeszcze nie odkryłyśmy, że nie warto. Mówię o mnie, Izie, Celinie. Czasem strzelamy sobie zdjęcia na przerwach. Opowiadamy o jakiś drobnych kłopotach. Powoli, bez niespodzianek. Bez szans na przyjaźń damsko-męską. Może i ktoś byłby chętny, ale ja jakoś się w tym nie widzę. Na razie nie. Spokojnie, mam czas. Z resztą, chęci nie mogą być co dwa, trzy dni. A na przyjaźń trzeba sobie zasłużyć. Wszystko będzie w porządku. I mocno w to wierzę. Tak całym serduszkiem. Wigilia szkolna, bal, ferie, zimowisko, rekolekcje, Wielkanoc, egzaminy, wystawianie ocen i już, koniec. Liceum. Oh. Można przedstawić cały rok w kilku słowach. Smutne. Zanim wezmą mnie sentymentalne przemyślenia, na które nie mam ochoty to pójdę poczytać. Pograć. Poleżeć. Nie wiem. Cokolwiek. Ale nie smęcić. Zdecydowanie nie! A zatem dobranoc i plujcie na szczęście. Samo przyjdzie. Takie już jest.

niedziela, 25 października 2015

Lustro.

Typowa fanka Toma Feltona. Miałam dobre przeczucia co do piątku i spełniły się. Dwie piękne godziny robienia dekoracji. Można sobie bardzo łatwo poprawić humor i solidnie się pośmiać. Mój poziom gimbusiarstwa osiągnął szczyt, bo mam zdjęcie jak odkurzam scenę XD. Naprawdę mocna dawka dobrego nastroju. Potem randka z moim Misiem. Naładowałam baterię na cały weekend a to naprawę się przydało,bo właśnie siedzę i walczę z rozprawką a potem muszę jeszcze wkuć anglika. Pięknie, obiecałam napisać w piątek i nie dało rady. W tym tygodniu też masa roboty, muszę się wyrobić. Dam radę. Dam radę. Jutro będzie miły dzień. Wypada wierzyć, że mam rację. A co do lustra : ja nie ufam. I nagle ktoś nie zaufał mi. Zostałam okłamana. Auć. Prawdy jak zwykle musiałam dowiedzieć się kompletnie przypadkiem. Pociesza fakt, że nikt nie wiedział. Kłamstwo sięgnęło każdego zainteresowanego. I było niewinne. Tylko... czy teraz każda moja relacja będzie się opierała na oszustwach? Przewrażliwiona Julka dochodzi do głosu. Nie wiem czy chcę sobie wszystko przemyśleć od początku. Mam naprawdę dobry humor i nie potrzebuję analizować połowy swojego życia. Chyba muszę się zdrzemnąć,bo oczy zamykają mi się przed monitorem laptopa. Kwestia pogody, bo dzisiaj po raz pierwszy chyba od maja się porządnie wyspałam. Matma mnie woła. Rozprawka płacze. Wena opuściła.
Zrobiło mi się przykro, że tak po prostu nie usłyszałam prawdy. Tylko czy mogę wymagać zaufania kiedy sama nie pamiętam ostatniego momentu, gdy się zwierzyłam tak w 100%? Właśnie. Trafne pytanie. Post trzyma poziom Raczków Elbląskich, jest tak nisko, serio. Nie stać mnie teraz na jakiś żarcik ani złośliwy uśmieszek. Mogę się uśmiechnąć bez ironii, ale tylko do mojej poduszki a żarcik dotyczy geografii, koniec z nauką na sprawdzian, zaczynam mierzyć humorem w intelektualistów, o nie! Cholerne przesilenie jesienne. Moja doba powinna mieć 40 godzin :).
Oglądam ''Czarodziejkę z księżyca'' i dochodzę do wniosku, że w okół mam jednak samych mądrych ludzi.XD
Can you love me again?  No to papa. Albo dobranoc. Jak kto woli.

czwartek, 22 października 2015

Słoik.

"Kto drapie stare blizny wciąż ma nowe rany.". Koniec drapania. Dziś przestałam drapać jedną z ran. Miała imię jednej z dawnych najbliższych mi osób. Warsztaty i przymus robienia razem wieży z makaronu. Było jak dawniej. Nie tak jak teraz kiedy rozmawiamy przymusowo i udajemy, że nie bawią nas żarty tej drugiej. W czerwcu stałam się chyba ekspertem od końca przyjaźni. Dwie osoby w miesiąc. Niezły bilans. A dziś... było inaczej. Wiemy,ze nie będziemy już się przyjaźnić. Obydwie się zmieniłyśmy. Za mocno. A mimo to te uściski w miejscu dawnych zwierzeń, rozmowa i wyznania. To jest dopiero ulga. Ubieram pozytywne uczucia i wydarzenia w smutne słowa. Hmmm. Sama się dziwię, że jestem tu smutna. W końcu ustalone, że nie będzie przyjaźni, ale odzyskałam koleżankę. Miałam naprawdę miły dzień. Tylko może dlatego się śmieję, żartuję i uśmiecham, bo cały smutek zostaje tutaj? Ludzie z problemami też potrafią być radośni. Gdyby nie byli złamanie to paznokcia urastałoby do rangi niewyobrażalnych tragedii. Wystarczy mi odrobina humoru i wszystko staje się piękniejsze. Dzisiaj się otworzyłam. Jak słoik. Cały żal, złe emocje, tęsknota, poczucie niesprawiedliwości zostały wylane obustronnie. Stojąc do siebie plecami, ale wylane. Kuba i mój wczorajszy rozmówca mieli rację. Jak wszystko się wyrzuci to jest się zdrowszym. Fajnie było znów ją przytulić. Nie będzie jak dawniej. Ale może to lepiej? Powiedzenie komuś prawdy stojąc do niego tyłem nie jest ani trochę komiczne. Zwalnia z obowiązku oglądania reakcji. Bo ludzie tak naprawdę nie boją się o czymś mówić tylko następstw, które pojawią się po tej rozmowie. Ale... odkręciłam nakrętkę, wylałam naprawdę dużo i z niego i ze wspomnianej we wcześniejszym poście szklanki. Nadal trochę w nich jest. Ale nie tak dużo. Nie jestem gotowa, żeby się aż tak otwierać i wylewać całą wodę na raz. Powoli. Nie widziałam dziś B. Trochę szkoda. Zawsze pomagają mi nasze żarciki. Jutro widzę się z Kubą. Odnoszę wrażenie, że jestem dziś mniej gorzka i emocjonalna. Nie wiem dlaczego. Czuję się lżejsza i na pewno mniej mnie gryzie parę spraw. Rozliczona z dwójką ludzi straconych. Jak pięknie. Tylko... nadal nie mogę spać a brakuje nocnych rozmów. Fajnie byłoby znowu popisać z kimś do rana tak jak teraz mogę z Kubą, choć niestesty, tylko w weekendy.
Przypominam sobie rozmowy do późna w nocy i witanie się z rana jakbyśmy nie widzieli się latami. Chodziliśmy jak nieprzytomni pół dnia. Myślę ile z tego wtedy było prawdą, co? Zdjęłam swój pancerz. Byłam sobą. A w zamian dostałam oprócz Twojej prawdziwej osobowości masę oszust, które wychodziły na jaw same, bo ja pamiętam szczegóły a Ty się już sam w tym gubisz. Pancerz. Zdejmuję go przed paroma osobami. Przy nich mogę powiedzieć o problemie nie obracając go w żart albo wręcz przeciwnie, mogę obrócić w żart najgorsze rzeczy a oni zrozumieją. Znają moje dziwactwa i przyzwyczajenia, nawet lęki. Mogę. Choć się boję. Ciągnie do mnie tylu ludzi, zawsze ktoś chce pogadać, przywitać się, wyżalić. A ja odgradzam się ścianą. Wyznaczam dystans. Granicę nie do przekroczenia. Zgadzam się na koleżeństwo. Pomoc. Na to by mnie znali. Ale nie chcę dać komuś władzy w postaci moich tajemnic, moich łez wylanych przy nim. Nie. To jest zbyt wyjątkowe, tego nie powinno się dawać każdemu. Kuba, Celina, Iza, Sandra, Marta. Oni tak, ok. Ale tak zawsze jest gruba granica. Tu ona jest cieńsza. Wracam na tor emocjonalny. Powinnam pouczyć się matmy. Nie mam sił. Jednak sądzę, jestem niemal pewna, że długo nie zasnę. Chętnie odbyłabym nocną rozmowę. Poglądy, opinie, nocą to jest mądrzejsze. Największe głupstwa świata w nocy sięgają po Noble.
Jutro Kuba, sobota Martuś, niedziela mam gościa. Postaram się jutro coś dodać. Wiecie co jest zabawne? Już od wczoraj wieczór czułam, że dzisiaj wydarzy się coś pozytywnego. I się wydarzyło. Na to samo liczę na jutro. Mniej emocjonalna i melancholijna Julka pozdrawia. Dobranoc.

środa, 21 października 2015

Kwiat na pogorzelisku.

Ok. Dawno się nie uśmiałam tak jak wczoraj :'). Dzisiaj... Mhm... Słowa i nieudolny uścisk B., urocze. Dziwne. Nigdy nie wydawał mi się dobrym kompanem do rozmowy. Dopiero w zeszłym roku zmieniłam zdanie. Nie żałuję. Nie potrzebuję w nim przyjaciela tylko tego kim jest teraz. Przyjaciel? A chcę go mieć? Nie wiem. Miałam przyjaciela i został mi ironiczny uśmieszek na ustach. Przyjaciółki, ok, owszem. Ale przyjaciel? Chyba nie jestem gotowa na kolejne rozczarowanie. Gdyby, chociaż tu była gdzieś moja lub jego wina. Ale chyba jej brakuje. Wina przypadku. Wina? Albo łaska. Bo za długo dawaliśmy żyć czemuś co aż błagało o dobicie. Zabawne. Tu starczyła rozmowa. Czekałam na nią 3 miesiące. Czekaliśmy. Jedna szczera rozmowa, półtorej godziny, setki zdań, tysiące słów. I ulga. Wyjaśnienie. Zniknęły dręczące niejasności. Nie chcę znać więcej prawdy. Boję się, że skrzywdziłby mnie ogrom kłamstw, których słuchałam i, w które miałam wierzyć, żeby Cię bardziej lubić. Rozmowa. Oczyściła i uwolniła od żalu. Pokazała też, że zaufanie powinno mieć termin ważności. Rzadko można je przedłużyć. Tu to nie nastąpiło.
 Może tego mi brak? Rozmowy od serca? Nie wiem co bym zrobiła bez mojej Izy. A mało kiedy gada się tak dobrze jak chichocząc przy robieniu dekoracji tylko we dwie. Jeju, dwa lata temu ani myślałam się do niej odezwać a teraz jest jedną z nielicznych osób, przed którymi mogę się otworzyć. Coś gorzka dzisiaj jestem. Sprawa pogody. Albo czwórki z chemii. Albo tego, że powiedziałam coś czego mówić nie powinnam. To takie żenujące. Ciekawe, rozmawiam, widuję się, piszę z kimś kogo nie widziałabym w moim życiu w takiej roli na początku gimnazjum. Czo to się dzieje, że teraz tak dużo rozmawiam z chłopakami? Był jeden przyjaciel i paru dobrych kolegów. Starczało. Ale no właśnie... Zostali dobrzy koledzy. Chyba nie powinnam mówić ''Nie chcę mieć przyjaciela. Nie chcę ufać.'', bo znając życie gdzieś pojawi się ten rycerzyk przyjaźni z szabelką cierpliwości dla mnie i mojej skorupki emocjonalnej. Ale mogę uznać ''Nie chcę szukać.''. Sam się znajdzie. Mi się samo wszystko znajduje. Głównie kłopoty. Po co o tym piszę? Bo boli, chyba tak. Ale nie strata tej akurat osoby, chyba już nie rozdrapuję strat, bo nie odczuwam ich swędzenia albo bólu. Boli moja naiwność. I piszę, bo gdzie i komu niby mam opowiedzieć o tym wszystkim co mnie dręczy? Kto niby taki to czyta, żeby uznać to za ciekawe lub ważne? Oh, są osoby, które obchodzę i, którym mówię to wszystko, nawet więcej. Ale co z tego? Czy jestem tu tylko po to, żeby ich do granic umęczyć sobą i swoimi problemami, problemikami? Nie. Mam inne cele. M.in. chcę pomagać. Spróbowałam dzisiaj spytać co się stało. Nie oczekiwałam odpowiedzi. Dostałam ją. Ktoś ufa mi. Więc dlaczego ja tak bardzo nie chcę tego robić? Uczuciowe wymiociny nastolatki. Serio. Zamiast iść poczytać ekstra książkę to piszę na blogu. Czytelnicy, doceńcie mnie. Tu jest prościej. Po prostu. Nie wiem kto to czyta. Niby gorzej, ale jednak nie mierzę się w oczy ani z nim, ani z jego numerem komórki, ani z jego głosem w słuchawce, ani z jego okienkiem na facebooku. Po prostu wyrzucam wszystko tak jakbym miała zaraz podrzeć lub spalić kartkę a w raz z nią te paskudne żale. Zwierzyłam się dziś komuś kogo nie znam latami, dobrze mu z oczu patrzy a ja na moment się otworzyłam. Zwierzenia, hm, czy to dobre określenie? Może nie do końca. Ale trochę pokazałam tego co mam w środku. Odczuć. Tego, że ja wcale nie mam w życiu tylko samych radości. I nadal mam wrażenie, że to bez sensu. Tak jakby każdy chciał słuchać tego co jego sąsiad, kuzynka, pani z mięsnego albo listonosz mają mu do powiedzenia. Kuba uważa, że nie da się tak wszystkiego dusić, bo to złe. Ja uważam, że kiedy tego nie duszę to daję komuś nade mną władzę w postaci tego ile o mnie wie rzeczy osobistych. Czy to takie dobre? Pustka. Jest wieczór. Mam jutro powtórzenie z geografii. ''Niewybaczalne'' mnie woła. Mam gościa w niedzielę i jest mi miło. Marzę o zimowisku z Kornelką i rudą Dominiką. Marzę o sobocie z Martą. A myślę tutaj o przygnębieniu. Po co? Analizowanie, czarne myśli. To nie służy. A jednocześnie smutek jest o tyle dobry, że niesie ze sobą wenę. Uzewnętrznianie się w internecie, z jednej strony powiedziałam to wszystko a z drugiej może 2-3 osoby czytające to będą wiedziały o co mi chodzi. Czyli nic. Tyle słów poszło na opisanie niczego. Zabawne, prawda? Powinnam iść się położyć, bo jutro pewnie w domu będę o 19 albo po 14 na 10 minutek, żeby wrócić wieczorem. Lubię czwartki. Lubię grać. Lubię kiedy Patryk przynosi mi kanapki do szkoły, chociaż mam zawsze dwie swoje, bo pamięta, że mi smakuje jego jedzenie. Lubię kiedy mogę posiedzieć z moimi dziewczynami. Lubię K. i nasze ambitne rozmowy kiedy to tłumaczę mu jak się gra w strzelanki a nie on mi :'). Więc powinnam skończyć smęcić i już iść. Jutro będzie fajny, miły dzień. Zdecydowanie. Optymistyczny akcent niczym kwiat na obrazie przedstawiającym pogorzelisko. I kwiat narysowałam ostatni, tym akcentem kończę. Dobranoc. Kimkolwiek jesteście i cokolwiek myślicie o tym co napisałam : miłych snów.

poniedziałek, 19 października 2015

Fake people don't surprise me anymore.

Zdecydowanie. Znalazłam chwilkę między nauką wosu, spacerkiem a angielskim na napisanie. To takie wyzwalające. Mogę dać się pokazać mojej melancholijnej stronie. Pogoda w końcu zrobiła się ładniejsza. Pogadałam sobie z Domi i widziałam się z moim Słonkiem. Oh, słodko. Aż lepko czasami mi się robi od tych wszystkich grzecznych słów, które trzeba używać, żebyś kogoś nie urazić, mimo że na to zasłużył. Nie lubię być suką. Mam potem straszne wyrzuty sumienia. Nie mogłabym kogoś skrzywdzić bez problemu i z czystym sercem. Ale czasem aż trudno nie być złośliwym. Swoją drogą, czy to, że nie lubię głębokiej emocjonalności, uzależnienia od kogoś i obietnic czyni mnie głazem? Nie sądzę. Jestem wyjątkowo wrażliwa. Tylko po co marnować swoje złote cechy dla zardzewiałych ludzi? Dobro dla każdego. Złoto tylko dla tych, którzy potrafią oddać, chociaż srebro.
Liczę, że się ogarnę ze wszystkim co sobie zaplanowałam do końca tego roku i mocno w to wierzę. Masakrycznie się nie wyspałam, ale, o dziwo, czuję się całkiem dobrze. Nie mogę doczekać się czwartku i teatru oraz piątku i kolejnych momentów kiedy mogę się w Niego wtulać na parkowej ławce. Przypadałoby się wpaść do Marty, już tak wiele, na szczęście, się nie dzieje w stosunku do tego co było ostatnio, ale tyle mam jej do powiedzenia... Odnawiam dobre kontakty z Gosią i Kornelką. Brakuje mi Rezler na przerwach, mogłaś nie zdać, cholero jedna, miałabym nasze rozmowy na co dzień. Nie mam dziś chyba weny ani ochoty pisać co i gdzie mi nie pasuje. Mój uśmieszek typowego blogera nie schodzi mi z twarzy, ale wybieram się na spacerek. Ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, że się typowo wypalam. Rysowanie mniej wyzwala, ale tam mam więcej pomysłów. Co ja zrobię? Tyle książek chętnych, żeby je czytać. A gdzie wpisy chętne by je napisać? Dziś na szczęście ich brak. Poziom wzburzenia lub smutku niemal zerowy. Postaram się przyciągnąć do siebie wenę i coś stworzyć. Wpadajcie :). Papa. :).
PS Moja mania na punkcie anime nadal rośnie, hoho...

niedziela, 18 października 2015

Szklanka wody.

Jak zwykle. Nienawidzę obiecywać, bo kończy się tak samo. Jak nie dotrzymam to mam wyrzuty sumienia. I mam, bo zawalona zajęciami piszę dopiero dzisiaj. Jestem typem człowieka, który ciągle musi mieć zajęcia, coś do zrobienia, jakieś plany. No i aktualnie mam ich całkiem sporo. Niekoniecznie z resztą związanych ze szkołą.
Jesień. Cholerna, szara jesień z tym nieustającym deszczem. Byłaś taka piękna w zeszłym roku, a teraz co? Dlaczego przychodzisz taka paskudna? No nic. Może wypiękniejesz.
Nienawidzę, gdy ktoś drapie moje stare rany i zostawiam mnie z bolącymi emocjami. Co mam z tym zrobić, do cholery? Nie chcę od nikogo bandaży otuchy. Świetnie sobie sama z tym poradzę. Zwierzenia, wyznania, obietnice. Za trudne. Nie dla mnie. Zbyt uzależniające od kogoś. Uzależnieni stajemy się bezbronni, podatni na rany. Zabawne, myślę teraz o zaufaniu, o pewnej rozmowie odbytej rok temu z kimś kogo już przy tym nie ma. ''Zaufanie to dać komuś nabity pistolet wycelowany prosto w nasze serce i mieć pewność czy nie strzeli.''. Padło pytanie czy ufam. Czy ufasz Ty. Dwa razy tak. Może zbędnie, skoro były dwa strzały złych emocji? Nie chcę już dawać komuś przewagi uczuciowej, przywiązania. Potrafię kochać, lubić, ufać. Ale czy przyjaźń, zaufanie, koniecznie muszą być utożsamiane z ''Opowiem Ci o sobie wszystko, wszystko, wszystko...''? Moim zdaniem nie muszą. Łatwo coś powiedzieć co mało znaczy albo co nie znaczy nic. U mnie, kiedy wiele rzeczy obracam w żarty, też występuje zjawisko mówienia pewnych rzeczy. Ale nie toleruję tych cholernych uczuciowo-życiowych geodetów od stwierdzeń naukowo badawczych ''Wiem o Tobie to, to i to i tamto i to też, więc wiem wszystko.''. Gówno prawda. Wiesz ile NIE wiesz? To nie oznajmiaj jaki procent wiedzy zdobyłeś. Jest niedzielny wieczór. Lubię niedziele. Są spokojne, takie duchowe... Ale w akurat ten niedzielny wieczór siedzę przed laptopem i zamiast kończyć kolejną ozdobą to pokazuję swoje myślowe flaki. Proszę bardzo. O ile łatwiej pisać niż mówić. Usiąść w chwili uniesienia serca i wypisać wszystko co jest w środku. O wiele łatwiej napisać w liście ''Obiecuję.'', ''Kocham'', ''Zależy'' niż mówić to realnie. Większą trudność sprawia opisanie uczuć słowami wypowiadanymi niż pisanymi. Nie wiem. Może po prostu ludzie, którzy zamknęli się w sobie i otwierają dla nielicznych nie z powodu natury osobistej a z powodu niemiłych doświadczeń ze sporą liczbą dotychczas poznanych przedstawicieli swojego gatunku wolą pisać, bo to zamknięcie tak weszło im w krew, że teraz mogą je uznać za swoje, odruchowe, nienabyte. To nie jest smutne. Nie żałuję, że tak trudno mi zaufać. Ja to lubię. Zyskuję wartościowych ludzi. Mniej płaczę i cierpię. A poza tym zamknięcie wewnętrzne pozwala mi na coś na co wcześniej nie byłoby mnie stać : produkcję opisowych uczuć opakowanych w śliczne pudełka blogów, wierszy, opowiadań. Więc siedzę sobie teraz zamknięta sercowo i powoli uchylam drzwi słowom, które wylewają się tutaj w zdania.
Musiałam się trochę wyprodukować. Zawsze to lżej człowiekowi. Zamknięcie ma jedną wadę : kiedy woda nieustannie wlewa się do szklanki to w końcu się przeleje i zaczyna zalewać stół. A wystarczy odrobinę tej wody przekazać gdzie indziej i od razu jest lepiej. Przekazałam. Jest lepiej. Znowu dzisiaj czuję się fizycznie raczej średnio, ale spędzam naprawdę milutki wieczór. A teraz wracam do jednej z setek rzeczy, które robię! Papa :).